Konferencja Ułan Bator - dzień czwarty
Eskapady do Azji dzień siedemnasty
Dziś było wszystko
Znów: od czego by tu zacząć? O godzinie 8:00 zebraliśmy się w 23 osoby przed Mongol-Japan Center, skąd mały busik wziął nas w turystyczną podróż. Wyjazd z Ułan Bator zajął ponad 40 minut. Tyle samo wziął dojazd do Parku Narodowego Terelj. Zatrzymaliśmy się przy szamańskiej kopie kamieni symbolizującej Matkę Ziemię, rzuciliśmy trzy kamyki ku jej czci oraz obeszliśmy ją (kopę) trzy razy. Dla szczęścia. Nasza dalsza droga przebiegała pomiędzy skalistymi górami Parku. Widoki wspaniałe. Dojechaliśmy do Żółwiej Skały, a następnie do buddyjskiej świątyni-muzeum, do której trzeba się było nieco powspinać. Ponieważ była to taka prawdziwa świątynia, wchodziło się do niej bez obuwia. Że też nie wziąłem skarpetek.
Zbliżała się 13:00, więc zaczęliśmy się zbierać w kierunku obiadu. Po drodze minęliśmy zagrodę z betonowymi dinożarłami (w skali 1:1) oraz wyminęliśmy z trudnem stado krówsk łażących po drodze. Na obiad była baranina po byku. Każdy mógł sobie wziąć z brytfany kawał mięsiwa i obgryzać aż do kości. To było coś! Tyle mongolskiego mięsa! A na trawienie węgierskie czerwone półwytrawne. I zielona herbata z Korei. I ciasteczka z Tajwanu. A pomarańcze były importowane z Chin. Po obiedzie zrobiliśmy sobie spacer do jurty, żeby dowiedzieć się, jak żyją tradycyjni Mongołowie. W planach było jeszcze strzelanie z łuku (udało się trafić w cel dwa razy z rzędu!). Jak już znudził się łuk, można było się wybrać na przejażdżkę konno - na kwadrans - na wybitnie małym koniku z wybitnie małym siodełkiem. Mój pojazd był bardziej zainteresowany jedzeniem trawska, niżej jazdą. Pewnie coś nie tak z przewodem paliwowym, bo jadąc pod górę dziwnie harczał. Ale jakoś dojechał!
Kolejnym etapem była wyprawa pod 40-metrowy pomnik Dżyngis-Hana. Statua jak statua, ale przed nią można było sobie strobić zdjęcia z ptaszyskami (sokoły i orły) na ramieniu lub w rękawicy. Duże to i cieżkie to! Zaraz po zdjęciach wspiąłem się na pomnik, kupiłem pocztówki, a następnie wzięliśmy się w droge powrotną. Z powrotem w Ułan Bator czekał na nas uroczysty obiad, na którym zamówieni artyści urządzili nam koncert grając na tradycyjnych instrumentach mongolskich. Wycieńczeni, ale uradowani wróciliśmy do hoteli po 22:00.